piątek, 30 września 2016

IDFC - Zlecenie 1.0 - Omnibus Maximus

            To właśnie Omnibus Maximus był źródłem niestabilności kaplicy. Tak przynajmniej wydawało się Marilyn. W końcu ona wykradła ową kostkę z kaplicy i dziwnym trafem cała kaplica zaczęła się rozpadać w momencie opuszczenia przez Marilyn jej murów. Dziwne. Przecież nie można powierzać wszystkiego młodemu złodziejowi, ani tym bardziej obarczać jej już i tak skołatanego sumienia tak poważną sprawą jak zawalenie największej kaplicy zakonu Gardimoux w tej części Awilion. "Oj tam. Odbudują przecież." - pomyślała Marilyn drepcząc nerwowo w miejscu. Znajdowała się w umówionym wcześniej lesie pod miastem. Klient miał zjawić się równo o północy. Generalnie to złodziejka nie przejmowała się kim jest klient, czemu zależy mu na tej grafitowo-czarnej kostce z migoczącymi runami w kolorze bladego seledynu. Tysiąc galeonów to i tak całkiem fajna kwota jak za coś tak prostego. Zero straży, paru przygrubych mnichów, których z łatwością unieszkodliwiła przy pomocy pałki z resztą, i tak pewnie nie będą chcieli mówić - w końcu są jeszcze przygniecieni setkami ton głazów. Czekając pod rozłożystym dębem spostrzegła w końcu postać, stojącą nieruchomo w oddali. Po prostu stała. Zero ruchu. Mroczna postać w kapturze, która z tej odległości wyglądała bardziej na posąg. Marilyn lekko wzdrygnęła się, ale przecież cień dębu dawał jej praktycznie stu procentową osłonę od nikłego światła księżycowego. Z resztą, jej strój - zupełnie matowo czarny idealnie zlewał się z otaczającym mrokiem. Mimo to przykucnęła i wbiwszy się w lukę między olbrzymimi korzeniami obserwowała postać. Ta jednak dalej uporczywie stała w promieniu padającym z przerwy w listowiu. "No cholera, na pewno się nie ruszę stąd." - Marilyn poprawiła torbę przewieszoną przez ramię, w której ukryty był Omnibus Maximus. Nagle złodziejka usłyszała szelest trawy za sobą i zobaczyła człowieka, który podszedł potykając się o wystające korzenie pod dąb zajmowany usilnie przez Marilyn.
- Psia mać. Gdzież ona jest. Przecież nie mam czasu tak tu sterczeć na tym wypizdowie. - sapał do siebie wysoki jegomość ubrany w Szary płaszcz. Marilyn mogłaby przysiąc , że zna doskonale skądś ten krój płaszcza.
- Jestem tuż za tobą, starcze. - wyszeptała Marilyn materializując się za nieznajomym. Materializując mowa tu o wstaniu z kucek, gdyż mężczyzna stał tuż przed nią. Takie ot, sztuczki złodziejskie, a potem krążą plotki o niesamowitych możliwościach złodziei. Przecież to ludzie nie patrzą pod nogi.
-Kurwa mać nie strasz mnie tak.- mężczyzna odwrócił się na pięcie bardzo szybko odsłaniając emblemat zakonu Gardinoux na piersi. - Masz Omnibusa?
- Tak, mam. Chcę najpierw zobaczyć moją zapłatę - odparła Marilyn cofając się kilka kroków od starca. - Mam pytanie. Czemu zakonnik niszczy kaplicę swojego własnego boga, by dostać jakąś magnetyczną kostkę?
- Za dużo chcesz wiedzieć gówniaro. Miałaś wykonać zlecenie i nie zadawać pytań. Masz, twoja zapłata. - mężczyzna rzucił w kierunku Marilyn worek z brzęczącymi monetami w środku. Złodziejka kątem oka zauważyła, ku swojemu przerażeniu, że postać stojąca wcześniej, zniknęła. Wiedziała co się kroi. Wiedziała też, że nie należy tu zbyt długo stać. Kij tam, najwyżej zakonnik zrobił ją w ciula o kilkaset galeonów. To i tak lepsze od bycia no, na przykład martwą. Szybko rzuciła zakonnikowi torbę z Omnibusem, po czym odbiła się od ziemi i skokami zaczęła oddalać się przed siebie. Nie chciała wiedzieć co się stanie... Zadanie wykonane, to najważniejsze...