niedziela, 15 listopada 2015

Mark Knopfler - Epicki kompozytor muzyki gitarowej.

Nie udzielam się tutaj ostatnio za często, bo w sumie nikt bloga nie czyta, a sam do siebie mogę mówić, a nie muszę pisać. Czemu więc post listopadowy? Otóż muszę podzielić się moimi wrażeniami, odczuciami podczas słuchania utworów Knopflera. Tak, solowego Knopflera. Dawniej, solowe albumy Marka nie podchodziły mi tak bardzo jak Dire Straits, z prostego względu - nie byłem na nie gotowy. To muzyka dojrzała, spokojna i tak naładowana wspomnieniami, nostalgią za przemijającym życiem, emocjami związanymi z już przeżytymi chwilami, do tego naładowana spokojnym ciepłym głosem Knopflera. Coś niesamowitego, szczerze mogę polecić wszystkie albumy Marka. Jak dla mnie jeden z najlepszych kompozytorów i chyba najlepszy tekściarz jakiego dane mi było słuchać. Słuchając go postarzałem się psychicznie o dobrych kilka lat, świat nie jest już taki sam, mimo moich 23 lat ja czuje się duużo starszy, przepełniony taką nostalgią za czymś co niedoścignione - za powrotem tych wszystkich pięknych wspomnień, które zostały w głowie. Kunszt i delikatność solowej kariery Knopflera podkreśla bardzo duża liczba utworów, zaczynając od Golden Heart , który to w moim rozrachunku jest takim wspomnieniem młodzieńczych uczuć, przez wszystkie ścieżki dźwiękowe do filmów które Mark Knopfler skomponował, wypchane po brzegi szkockim klimatem, wręcz słuchacz ma wrażenie, że przechadza się tymi wyspowymi łąkami przy akompaniamencie akordeonu, kobzy czy skrzypiec. W reszcie kończąc na utworach wyładowanych wręcz nostalgią i przemijaniem : utwory takie jak Wherever i go , czy Night in Summer Long Ago, prezentują kwintesencję talentu jakim Mark Knopfler został obdarzony : przenoszą Cię od razu w krainę Twoich własnych uczuć i marzeń. A zatem: Niech przemówi muzyka :


niedziela, 16 sierpnia 2015

Koniec przygody z SMG + something else

No i stało się. Switch Music Group dokonało żywota. Troszkę byłem zdziwiony nie ukrywam, bo nic nie zapowiadało tego, że nasza kilkudziesięcioosobowa grupa się rozleci tak nagle i bez żadnych symptomów wczesnych. Po prostu pewnego ranka dostaję wiadomość Email, że "nie dam rady tego ciągnąć, ten rok nie przyniósł oczekiwanych zysków i musimy wszyscy się pożegnać". Już parę tygodni wcześniej miałem co do SMG poważne wątpliwości, ponieważ zaczęło zapewniać (przynajmniej Synthphonii) coraz mniejszy support i robiło wszystko z beznamiętnością. Ten wpis powstaje już około tygodnia, co jest wynikiem cholernego braku weny na wszystko, począwszy od komponowania muzyki, po życie. Muszę znaleźć skuteczny sposób na restart, bo czuje że marnuje tylko czas na bezczynnym siedzeniu i pierdzeniu w stołek, podczas gdy inni się rozwijają i popychają swoje życie ku nowym ścieżkom. Noc Parseidów - coś cudownego, leżąc sobie zakopanym w trawie na pobliskiej łące, z odpalonym "night folderem" i brylującą nową wersją "In Aeternum" resetowałem swoje życie chociaż w minimalnym stopniu, przepiękny show spadających gwiazd, połączony z życiem nocy i muzyką która pogłębiała to uczucie do stopnia wręcz niemożliwego. Chciałbym Wam przekazać coś szczególnego z mojej strony, jakieś przemyślenia głębsze niż moje wszechobecne uwielbienie nocą, ale w tym momencie jedyne co mi się pałęta po głowie to tylko i wyłącznie In Aeternum -  czyli w dowolnym tłumaczeniu- Na Zawsze - Forever - tutaj krąg muzyczny zataczany jest kolejny raz, gdyz właśnie od Forever  i to bynajmniej orkiestrowego, a prześlicznie balladowego utworu Kiss zacząłęm czuć... czuć cokolwiek...


czwartek, 12 marca 2015

Miało być o muzyce...

No i tak jak w tytule: miało być o muzyce. Niestety życie nie daje nam zazwyczaj tego, czego chcemy, więc będzie znowu jakoś refleksyjnie, życiowo i ogólnie o jakichś pierdołach ważnych dla mnie, dla Was niekoniecznie. Nie sądziłem, że coś mnie tutaj skłoni do napisania postu (po prawie roku przerwy). Oby to nie był ostatni :).
Ostatnio zauważyłem zmęczenie życiem. Stałem się jakiś bardziej zamyślony, smutny? Może tak. Czym to jest spowodowane do teraz szukam odpowiedzi. Jestem wolnym człowiekiem, nikt mnie nie ogranicza, co jednak daje mi takiego kaca życiowego? Nawet nie mam chęci usiąść przed FL studio i pokomponować muzyki. A może dołuje mnie fakt, który mimo że zauważyłem go dawno temu, teraz boleśnie daje mi znać o sobie - nie znaczę nic dla ludzi wokół mnie. To bardzo bolesna prawda i im szybciej sobie to uświadomicie, tym łatwiej to przyjmiecie. Totalnie ludzie mają gdzieś czy żyję, co robię. Wbrew pozorom osoby które były/są mi bliskie (mam nadzieje że vice versa) mają totalnie gdzieś fakt, że jest mi źle, czuje się gorzej z dnia na dzień i ten ogień w środku jakby przygasa. Gdyby chociaż jedna osoba popatrzyła wgłąb mnie, dała szansę pogadać mi (lubię prowadzić monologi szczególnie po alkoholu). Ja mam bardzo chaotyczne myślenie, więc z ocena mnie najlepiej jest poczekać do któregoś z kolei spotkania. Co zauważyłem? Wiosna idzie! Ludzie się kochają, związki się tworzą (nawet osób bardzo bardzo mi bliskich, co boli jak cholera, ale jak pisałem wyżej, gdzieś mają moją osobę ). Podoba mi się ten wiosenny entuzjazm wylewający się powoli z każdego kąta. A żeby nie było tak depresyjnie i żeby zatrzeć ten wyraz użalania się nad sobą to powiem tyle : ogień we mnie jest! On nie zgaśnie raczej przez dłuugi czas. Jestem cholernie zawziętym kolesiem i o swoje szczęście bedę walczyć bardzo długo i uporczywie. Dowiedziałem się dzisiaj , że jeden z moich ulubionych pisarzy spotkał się z postacią którą sam wykreował :

"JAK SIE NAZYWA TO UCZUCIE W GŁOWIE, UCZUCIE TĘSKNEGO ŻALU, ŻE RZECZY SĄ TAKIE, JAKIE NAJWYRAŹNIEJ SĄ?
- Chyba smutek panie. A teraz..
JESTEM ZASMUTKOWANY. "

Chwała Tobie, sir Pratchett.